Jedni nazwali się „prawdziwymi Polakami” i obwieszeni biało-czerwonymi gadżetami świętują miesięcznice i rocznice, drudzy zaś „nowoczesnymi Polakami” i nawet jak sięgają po orła, to jest to orzeł z czekolady w entourage’u różowych baloników.
Skrót tekstu z XV numeru Liberte! Całość do przeczytania w cyfrowej wersji kwartalnika
Duopol polityczny, w jakim znajduje się Polska od 2005 r., opisany już został z różnych pozycji poglądowych. Konkurujące z sobą dwie partie o profilu konserwatywno-populistycznym w kolejnych wyborach parlamentarnych, trzecich już, dzielą pomiędzy siebie 50–73 proc. głosów aktywnych wyborców, sprowadzając emocje elekcyjne do pytania: „PO czy PiS?”.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, w stabilnych demokracjach zjawisko dwóch dominujących partii jest naturalne, jednak przeważnie dochodzi do rywalizacji lewicy z prawicą (SPD z CDU w Niemczech, PS z UMP we Francji, konserwatystów z Partią Pracy w Anglii). Polską specyfiką jest niewielka różnica w wizji państwa i jego zadań między obiema dominującymi siłami. Brak tych różnic zastąpiony został posiadającym wiele cech osobistych konfliktem pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem oraz samonapędzającym się i nierozwiązywalnym sporem o stosunek do katastrofy smoleńskiej. Polską specyfiką jest także wzajemne wykluczanie się z dyskursu, czysto wojenna retoryka, dehumanizowanie przeciwnika w przekazie i przypisywanie mu cech nieomal szatańskich, gdzie zdrada narodowa i choroba psychiczna są zarzutami na porządku dziennym, wcale nie najcięższymi z używanych. (…)
Kompleksy
Polacy od czasów tworzenia się nacjonalizmów i świadomości narodowej w XIX w. nie mogą sobie poradzić z własnym brakiem mocarstwowej siły. Wyidealizowany opis złotego wieku – państwa Jagiellonów, mocarstwa, któremu nie był w stanie zagrozić żaden z sąsiadów, a nawet wszyscy razem wzięci – boleśnie zderzał się z rzeczywistością rozbiorów i brakiem międzynarodowego uznania naszej podmiotowości. Pogromcy imperium osmańskiego, okupanci Moskwy, wpatrujący się w Matejkowski „Hołd pruski” z trudem udowadniali swoje istnienie na europejskich i światowych salonach. Kiedy Ignacy Paderewski upominał się o sprawy polskie u prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona, ten przyjmował to życzliwie, niemniej jeden z jego doradców był mocno skonfundowany w momencie rozmowy o kształcie terytorialnym Rzeczpospolitej: „p. Paderewski zakreślił na mapie coś obejmującego chyba 1/3 Europy”. (…)
Z tego braku mocarstwowości, a raczej braku jej zewnętrznego uznania wzięły się dwa podstawowe kompleksy polskie, wykorzystywane przez główne partie polskiej sceny politycznej.
Pierwszy z nich to uznanie, że my Polacy jesteśmy niedoceniani, że świat się straszliwie myli, nie zauważając, że jego pępek jest właśnie tutaj, na polskiej ziemi(…)
Drugi kompleks to kompleks europejskości i nowoczesności. Wynika z tego samego braku uznania, jaki odczuwamy, przejawia się jednak w udowadnianiu na siłę, jak bardzo jesteśmy w centrum cywilizacji, świata łacińskiego, jak bardzo nie różnimy się od Niemców, Francuzów itp. Na tym kompleksie bazuje z kolei PO, epatując nas sukcesami takimi jak przewodniczenie Parlamentowi Europejskiemu przez Jerzego Buzka, silna pozycja Donalda Tuska w strukturach europejskiej chadecji, paleta najważniejszych w świecie stanowisk oczekujących na Polaków dzięki światłej działalności PO.
Wodzowie
Zarówno Donald Tusk, jak i Jarosław Kaczyński mają silne osobowości. Osobowości łaknące władzy, zdyscyplinowane w dążeniu do celu, konsekwentne i zdeterminowane. W przekazie publicznym starają się podkreślać różnice, ich kariery polityczne wskazują jednak na wiele podobieństw.
Obaj w całej karierze czują się dobrze jedynie w tych formacjach politycznych, którymi dowodzą. Tusk jako wiceprzewodniczący Unii Wolności był wyraźnie na wakacjach – opowiadał o klasie próżniaczej, będąc politykiem zupełnie niewidocznym. O działaniach Kaczyńskiego jako posła orbitującego wokół AWS-u też niewiele da się powiedzieć. Obaj panowie angażują się tylko z pozycji przywódczej – Kaczyński jako szef Porozumienia Centrum był przez moment rozgrywającym polskiej sceny politycznej, Tusk jako wódz marginalnego w sumie Kongresu Liberalno–Demokratycznego był wszędzie, gdzie coś się działo. (…)
Jak będzie?
Mogę sobie wyobrazić dwa scenariusze – jeden jest scenariuszem moich marzeń, przyznaję, że tak bardzo oparty na wishful thinking, że sam nie bardzo w niego wierzę (…)
Scenariusz realny zakłada (…)
Skrót tekstu z XV numeru Liberte! Całość do przeczytania w cyfrowej wersji kwartalnika
Marcin Celiński
Przedsiębiorca, założyciel i przewodniczący Forum Liberalnego, publicysta, członek redakcji Liberte!